Teresa Kot kl. VIII
„K- jak koza (historia autentyczna)”
Mówi się ostatnio, że na kozach można zbić fortunę. Że hodowla kóz prawie nic nie kosztuje, bo wiadomo- one jedzą prawie wszystko, że systematyczne picie koziego mleka przedłuża życie o dziesięć lat. Więc mój tata kupił kozę. Było mleko i sensacja w całej wsi.
Ale pod koniec października z naszą Białą zaczęło dziać się coś dziwnego. Bodła, szalała i próbowała rozwalić swoją obórkę. Zrozumieliśmy, że trzeba ja czymś prędzej zaprowadzić do narzeczonego. Odpowiedni kandydat znalazł się w Podolu, o siedem kilometrów od Malczkowa. Mama wzięła więc kozę na postronek i pieszo przez lasy powędrowały do kawalera.
Po drodze kilka razy się gubiły, ale na szczęście Biała zawsze w końcu wracała. Mama musiała za nią biegać i pilnować, żeby nie uciekała w głąb lasu. Niekiedy zaś kozunia urządzała przymusowo postoje, np. w kałużach, bo tak jej się akurat podobało. Wtedy można było usłyszeć następujący monolog:
– A co ty sobie myślisz, cholero jedna, że ja tu będę z tobą stać, aż ci się odwidzi? Ty myślisz, że ile ja mam czasu, co? A do kawalera ci się nie spieszy? To czegoś tak szalała, że o mało obórki nie rozwaliłaś? No dalej diable rogaty!
Wędrówka wyglądała bardzo zabawnie, bo czasem to koza ciągnęła moją mamę, tak jakby sobie nagle przypomniała po co i do kogo idą.
-A teraz to co znowu, wściekłaś się czy co? Poczekaj czarowni co jedna, już ja ci pokażę! Na drugi raz niech stary z tobą idzie. Gdzie mnie bydlaku wleczesz? Ja mam tylko dwie nogi, a nie cztery, ty bestio zatracona! No, Biała, Bielutka, zlituj się. A żeby cię! A niech cię szlag trafi z tymi twoimi amorami. No i co zrobiłaś? I jak ja wyglądam?
Wiadomo jak może wyglądać ktoś, kto leży w błocie.
W końcu obie dotarły do Podola do zagrody właściciela wielkiego, paskudnego i smrodliwego capa. Dziwne tylko, że to właściwie koza zaprowadziła mamę na miejsce, w którym jeszcze przedtem nie była. I kto wie- może gdyby nie instynkt Białej, wcale by tam nie trafiły?
Po powrocie do domu obydwie – i mama, i koza- wyglądały szkaradnie. Mama natychmiast się wykąpała, a Białą, trzeba było długo szorować, żeby znów była biała.
Po pięciu miesiącach w pewną sobotę urodziły się trzy koźlęta: dwie kózki i koziołek – wszystkie łaciate jak krowy. Ale mama mówi, że w przyszłym roku to tata będzie szedł z trzema kozami do Podola.