Pamiętnik młodego ekologa

0
1561

Pamiętnik młodego ekologa ( zapiski po wycieczkach w ramach realizacji programu Odkryć, zrozumieć, osiągnąć sukcesrok szk. 2011/2012)     
                                                                                         
Łupawa, 15.09.2011r
 
Dzisiaj rozpoczynamy nasze zajęcia w ramach projektu Odkryć, zrozumieć, osiągnąć sukces. Poszliśmy do sadu szkolnego. Niektóre drzewa owocowe wcale nie miały już owoców. Wiśnie i czereśnie stały puste, a na śliwach wisiały dwie spleśniałe śliwki. Za to jabłonie uginały się od owoców. Pośród zielonych liści rumieniły się okrągłe pyszności. Zerwaliśmy trochę jabłek i wróciliśmy do szkoły. Każdy z nas dostał jabłko i musiał je opisać najładniej jak umiał. Zaczęliśmy od wyglądu zewnętrznego, potem je kroiliśmy, zaglądaliśmy do środka i smakowaliśmy. Były pyszne.  Dawid B. miał roześmiany dzień. Cały czas chichotał i chował się przed panią. Na koniec zajęć wykonaliśmy jeszcze rysunek – patera jabłkami.       
      

                                                                               
   Łupawa, 22.09.2011r.
Dzisiaj poszliśmy na wycieczkę do ogrodu. Jesienny ogród jest już trochę pusty. Nie ma w nim groszku, cebuli, sałaty, ogórków, fasoli. Za to buraki i marchew stoją w równych rządkach. Trzeba wyrwać je z ziemi i schować w kopcach lub piwnicach.  Poza tym był jeszcze por, seler, kabaczki, pietruszka. W ogrodzie kwitły astry, słoneczniki, cynie i aksamitki. Pod płotem w ogrodzie p. Beaty zakwitły zimowity (a  my myśleliśmy, że to krokusy, bo kwiat jest trochę podobny do krokusa). Ale największą radość sprawiły nam maliny. Czerwieniły się na krzakach i aż się prosiły, żeby je zjeść. Zaglądaliśmy do środka, czy nie ma tam robaków i zajadaliśmy, jak zające kapustę.  Mieliśmy ze sobą kubek i nazbieraliśmy jeszcze malin do niego. W szkole oczywiście bardzo dokładnie przyglądaliśmy się owocom i opisywaliśmy je. Dobrze wszyscy pracowaliśmy, więc w nagrodę mogliśmy zjeść owoce.                                                                                              
Łupawa,29.09.2011r.
Na dzisiejszych zajęciach powędrowaliśmy do lasu. Przyglądaliśmy się po drodze różnym drzewom, a szczególnie klonom, bo były najbardziej kolorowe – czerwone, żółte, pomarańczowe i trochę jeszcze zielone. Pani mówiła o kierunkach świata i po której stronie rośnie mech i porosty na drzewach Najwięcej wiedział o nich drugoklasista Michał. Trzecioklasistki wszystko plątały. Na niektórych brzozach było dużo żółtych listków, ale niektóre były prawie bezlistne. Oczywiście szukaliśmy grzybów. Michał znalazł dwa podgrzybki. W jednym miejscu rosło dużo purchawek. Dziewczyny szukały ciekawych liści i też chciały znaleźć jakiegoś grzyba, ale nie miały szczęścia. Dopiero pod koniec wycieczki udało się to Nikoli. Powietrze pachniało usychającymi liśćmi. Kiedy wróciliśmy do szkoły, wszyscy zdjęliśmy buty, bo bolały nas nogi i z wielkim apetytem zjedliśmy bułki przyniesione przez panią Henię.                                                                                                                      
Łupawa, 06.10.2011r.
W ten czwartek byliśmy na łące, ale zanim tam trafiliśmy najpierw poszliśmy do sadu po jabłka, które spadły z drzew. Zastanawialiśmy się, dlaczego pani kazała nam je zbierać. Chyba nie będziemy ich jeść. My nie, ale zwierzęta zajadały się z apetytem, bo zanieśliśmy je koniom u p. Krzysztofa Barana. Potem zajrzeliśmy jeszcze do strusi (emu). Przyglądaliśmy się im z bliska. Miały drobne piórka i trójpalczaste nogi. Jeden był chyba zdenerwowany, bo wydawał jakieś bulgocząco – dudniące dźwięki. Później poszliśmy na łąkę. Chociaż jest kolorowa jesień, łąka była intensywnie zielona i pokryta efektami pracy kretów. Kretowisko było rozległe. Szukaliśmy różnych roślin rosnących na łące. Najwięcej było traw. Znaleźliśmy jeszcze trochę stokrotek i mleczów. W drodze powrotnej zajrzeliśmy do mrowiska. Mrówki trochę sennie pracowały, ale największe emocje wzbudziła beznoga jaszczurka. Nikola najpierw piszczała, a potem z ciekawością przyglądała się jaszczurce, która wygrzewała się na słońcu i wcale przed nami nie uciekała. Zrobiliśmy jej trochę zdjęć.  
                                                                                            
Łupawa, 08.10.2011r.
W sobotę pojechaliśmy na wycieczkę do Nadleśnictwa w Damnicy. W lesie czekała pani Ania, która poprowadziła nas ścieżką edukacyjną. Na początek musieliśmy obiecać, że będziemy iść w ciszy, bez biegania po lesie i wzajemnego przekrzykiwania się. Spacer rozpoczęliśmy od alei dębów czerwonych (mają trochę inne liście), ale czerwonych liści nie było jeszcze zbyt dużo. Potem zatrzymywaliśmy się przy różnych tablicach i poznawaliśmy piętra lasu, drzewa liściaste i iglaste, zwierzęta w naszych lasach, grzyby jadalne i trujące. Co jakiś czas pani Ania robiła konkurs i można było wygrać różne nagrody. Deszcz nie padał, ale droga była pełna kałuż po nocnej ulewie. Niektóre dzieci nie słuchały pań, nie szły wyznaczoną trasą i co jakiś czas ktoś lądował w wodzie. Kilku chłopców, mimo iż mieli kalosze, szło w mokrych i brudnych spodniach oraz kurtkach. Po zakończonych zajęciach pojechaliśmy na obiad do Nowej Dąbrowy. Wszyscy byliśmy głodni, więc kotlety schabowe znikały z talerzy (Dawid zjadł trzy, ale surówki nie ruszył). Kiedy wsiadaliśmy do autobusu zaczął padać deszcz. Dobrze, że nie trafiliśmy na niego w lesie.                                                                                            
Łupawa, 20.10.2011r.
 
Dzisiejszy dzień mieliśmy spędzić w naszym ogródeczku. Rabata z letnimi kwiatami nie wygląda już dobrze. Mróz ściął aksamitki, nagietki, nasturcje. Z ziemi wystają nadgniłe badyle, a główki kwiatów zwisają żałośnie. Żal patrzeć. Niestety z naszej pracy nici. Od rana wisiały ciężkie, ciemne chmury i zaczęło padać. Zostaliśmy więc w klasie, a pani przygotowała nam zajęcia w grupach. Najpierw podzieliśmy się na dwie grupy. Potem każda grupa wybrała sobie szefa. Przewodniczący wylosował kartkę z zadaniem. I tak jedna grupa malowała pastelami jesienny las, a druga jesienną łąkę. Najpierw przypomnieliśmy sobie wszystkie potrzebne wiadomości i zabraliśmy się do pracy. Najwięcej kłótni było między rodzeństwem. Dawid i Weronika ciągle nie mogą się dogadać. Coraz mniej na siebie krzyczą, ale coraz częściej się obrażają. Kiedy się już pogodzili, zabraliśmy się do pracy. No i pojawiły się pierwsze wpadki. Las zbudowany był piętrowo – to dobrze, ale  Nikoli pomyliły się chyba pory roku, bo liście na jej drzewie były jasnozielone. Po kilku machnięciach pastelami drzewo zrobiło różnokolorowe. Tak to jest. W teorii wszystko jasne i oczywiste. W praktyce wychodzi inaczej.
                                                                                             
Łupawa, 23.10.2011r.
  W niedzielę wyjechaliśmy na wycieczkę do Kniewa. W tej miejscowości znajduje się  gospodarstwo, w którym hoduje się strusie. Pogoda była przepiękna. Na błękitnym październikowym niebie świeciło słońce i ogrzewało zaszronione łąki i dachy. Kolorowe liście tańczyły swój ostatni taniec i lądowały pod drzewami. Kiedy przyjechaliśmy paliły się już ogniska, kiełbaski czekały w pojemnikach, a gorąca herbatka w termosie. Pani BożenkaW. powiedziała, że nigdy jeszcze nie jadła tak pysznej kiełbaski pieczonej nad ogniem. Owocowa herbatka wszystkim smakowała wyśmienicie. Po posiłku rozpoczęliśmy zwiedzanie farmy. Zaczęliśmy od zagrody, w której znajdowały się emu. Zanim przyszedł pan przewodnik mogliśmy popatrzeć na zabawy tych ptaków. Biegały tak jak dzieci i bawiły się w berka. Nie wszystkie biegi kończyły się szczęśliwie. Czasami ptaki zderzały się ze sobą lub z ogrodzeniem. Wyglądało to groźnie. Pan przewodnik opowiadał bardzo ciekawie. Dowiedzieliśmy się z jaką prędkością biegają emu (50 km/godz.), jakiego koloru są jego jajka (ciemnozielone). Najbardziej zdziwiło nas to, że emu potrafią pływać. Potem poszliśmy do strusi afrykańskich. Tam poznaliśmy jak odróżnić samicę od samca, dowiedzieliśmy się, że struś kopie tylko do przodu, a siła uderzenia jest tak duża, jak kopnięcie konia. Następnie trafiliśmy do zagrody lam. Amelka i Plujek wraz ze swymi dziećmi przywitali się z nami przyjaźnie. Plujek nawet nas nie opluł. Na łące pasły się dwa osiołki. Jeden bardzo głośno krzyczał, nawet „płakał”, a drugi stał spokojnie. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy pan…. powiedział, że ten cichy osiołek to Zuzia, ale jest dość agresywna i trzeba trzymać się od niej z daleka, bo gryzie i kopie. Ten krzyczący to Kuba. Jest łagodny, przyjazny i każde dziecko mogło go karmić z ręki chlebem. Potem poszliśmy do małego sklepiku w którym można było zobaczyć jajka emu i strusia afrykańskiego. Były  strusie boa, portfele, spódniczki, paski ze skóry strusia. Były również pisanki. Na zakończenie jedliśmy jajecznicę ze strusich jaj. Mimo, że skorupa była gruba, kucharz zrobił małą dziurkę za pierwszym uderzeniem  noża i poszerzał ją jeszcze trzydziestoma stuknięciami. Potem mieszał jajko w środku patykiem od szaszłyków i „wybierał” środek pompką do piłki. Wszyscy mieli obowiązek spróbowania jajecznicy. Tym którym smakowała serwowano dokładki. Cała potrawa została zjedzona. Aha, jeździliśmy jeszcze bryczką. To była bardzo udana wycieczka.

Łupawa, 27.10. 2012r

Październik dobiega końca. Ten czwartkowy dzień był dość ciepły. Brakowało mu trochę słoneczka. Ogólnie nie było źle. Dzisiaj poszliśmy nad rzekę. Po drodze spotkaliśmy panią Danusię. Szła z wnuczką Zosią na spacer. Poziom wody nie był wysoki. Pomost koło remizy był mokry i śliski. Chodziliśmy po nim ostrożnie. Pani bała się, żeby ktoś się nie wykąpał. Obserwowaliśmy życie nad Łupawą. Po wodzie pływały łabędzie i kaczki, ale kiedy podeszliśmy bliżej ptactwo uciekło bo robiliśmy za dużo hałasu. Przyglądaliśmy się szybkiemu nurtowi rzeki. Chociaż jesteśmy daleko od gór nasza rzeka określana jest jako górska lub półgórska (takie określenie funkcjonuje w Internecie). Pani powiedziała, że bardzo wielu kajakarzy jest zaskoczonych prędkością biegu rzeki. Niejeden wypadł z kajaka lub zawiesił się na powalonym drzewie. Przyjrzeliśmy się również roślinności pod wodą i na brzegach rzeki. Później opuściliśmy część „ucywilizowaną” i weszliśmy do lasu koło cmentarza. Najpierw z góry patrzyliśmy na meandry, a potem zeszliśmy w dół na mostek. W pewnym miejscu rzeka podzieliła się na dwie części – szerszą i węższą. Staliśmy na jazie, który przebiegał przez węższą część i obserwowaliśmy pęd wody. Woda huczała i pieniła się. Ku naszemu zaskoczeniu w lesie nie było słychać ptaków, ale że las żyje po zmroku dowiedzieliśmy się po śladach dzików. Pod dębami wszystkie żołędzie zostały zjedzone. Została tylko „przeorana” ziemia. Wszechobecne były też kretowiska. W drodze powrotnej weszliśmy na cmentarz. Było sporo ludzi sprzątających groby. Niektórzy poszli na groby swoich dziadków lub innych członków rodziny. Wracaliśmy szybko, żeby nie spóźnić się na autobus.

 Łupawa, 24.11.2012r.

W dniu dzisiejszym poszliśmy do naszego ogródka. Trzeba w nim wreszcie zrobić porządek. Powyrywaliśmy i wyrzuciliśmy badyle po nagietkach i aksamitkach. Wśród kwiatów zaplątały się jeszcze rzodkiewki. Po nocnych przymrozkach nasturcje były czarne i śliskie (a tak pięknie kwitły latem). Syn p. Doroty skopał nasz ogródek (my nie dalibyśmy rady). Później poszliśmy na lustracje lasu. I tak  – w lesie cisza, a po mrowisku chodziła jedna! senna mrówka i kilka pająków. W zagrodzie p. Barana stały konie i owce, błędnym wzrokiem patrząc na świat. Ogólnie szaro, smutno i sennie. To w przyrodzie. Dzieci za to rześkie i skore do harców. Dawid urządził bieg wokół pól. Dziewczyny chciały mu dorównać, ale on był najszybszy. Miał również największa wiedzę. Bezbłędnie rozpoznawał i nazywał drzewa iglaste i tylko on wiedział, że modrzewie gubią igły na zimę. W następnym tygodniu będziemy sadzić cebulki krokusów i innych kwiatów wiosennych. Dlaczego tak późno? Tegoroczna jesień jest długa, dość ciepła i mokra. Pani Dorota u siebie przed domem posadziła wcześniej i hiacynty już jej zakwitły. Teraz na podwórku jest różowy kącik.

   Łupawa, 12.01.2012r

            Na poprawę humoru moglibyśmy sobie zaśpiewać piosenkę „Ciągle pada”.  Listopad w deszczu, grudzień w deszczu. Między jednym deszczem a drugim 1 grudnia wysadziliśmy nasze cebulki. To nie było przyjemne, bo trochę się pomoczyliśmy i pobrudziliśmy. Najważniejsze że praca została wykonana i wiosną będziemy podziwiać kwitnące krokusy, żonkile i hiacynty. Wyskoczyliśmy, żeby podziwiać kwitnące w styczniu stokrotki. Dominika opowiadała o tym, że jej wujek pracując w lesie przy wyrabianiu drewna znalazł cztery kurki! Niby zima, a nie zima. Na paskudną pogodę najlepsze są  „Zagadki dla Jacka i Agatki”. Rozwiązujemy rebusy, krzyżówki, powtarzamy, utrwalamy i czekamy na zimę lub na wiosnę.

 Łupawa, 08.03.2012r

            Zima w tym roku była dziwna. Prawie do końca stycznia było mokro i ciepło, a później zaczęło się ochładzać. I to jak. W pierwszy dzień ferii (30.01) było -190C. Zaplanowany na ten dzień kulig nie odbył się. Później było już tylko gorzej. Krytycznymi dniami był wtorek i środa 7 i 8 lutego – aż 34 stopnie mrozu. Nikt się nie spodziewał takich temperatur. Ale to wszystko już za nami. Dzisiaj wyruszamy na nasz pierwszy wiosenny spacer. W parku i ogródkach kwitną  przebiśniegi. Leszczyna ma „wąsy” mocno zaciśnięte. Nie widać jeszcze czerwonych, nitkowatych kwiatów. Daleko w lesie słychać nawołujące żurawie. Skowronki jeszcze nie śpiewają. Poziom wody w rzece wysoki. Dzikie kaczki pływają sobie dostojnie. Zielone główki kaczorów mienią się w promieniach słońca. Powietrze jest jeszcze ostre. Czapki i rękawiczki nadal potrzebne. W mrowisku spokój. Mrówki jeszcze śpią, ale krety nie. Dookoła widać efekty ich pracy. Przesadziliśmy również nasze zeszłoroczne pelargonie, które przezimowały na korytarzu. Obcięliśmy je, włożyliśmy do nowej ziemi i podlaliśmy. Niedługo nam zakwitną. No cóż, przedwiośnie trwa.

  Łupawa, 15.03.2012r.

    Wczoraj pięknie świeciło słońce. Dzisiaj od rana była mgła, ale do południa wszystko się rozeszło. Wyruszamy na wycieczkę. Pani powiedziała, że idziemy do wąwozu czarownic. Co to takiego ten wąwóz? Najpierw na polnej drodze wiodącej do lasu, urządziliśmy biegi przed jutrzejszym XXI Gminnym Turniejem Sportowym Biały Miś. Kiedy weszliśmy do lasu od razu trafiliśmy na mrowisko. Ktoś je trochę zniszczył. Wiele razy widzieliśmy włożony w mrowisko kij. To rozgrzebane było sosnową gałęzią. Mrówki wyległy z niego gromadnie. Dawid B. doszedł do wniosku, że robotnice wyruszyły, aby naprawić szkody wyrządzone przez ludzi. Kiedy wdrapaliśmy się na górkę, usłyszeliśmy krzyk żurawi, a potem je zobaczyliśmy. Były dość daleko od nas – żerowały. Trochę później usłyszeliśmy śpiew skowronka, stukot dzięcioła i harce sójek. Weronika dzisiaj była nad wyraz aktywna. Biegała we wszystkie strony, właziła głęboko do lasu, nie ominęła żadnej dziury ani rowu. Nikola chodziła za nią jak cień. Ale gdzie ten wąwóz dopytywał się Michał? W pewnym momencie doszliśmy do dziwnego miejsca. Z jednej strony góra, z drugiej strony też, a w środku przejście. I to był właśnie wąwóz. Kiedy weszliśmy głębiej do lasu ze szczytu wąwozu widać było rzekę Łupawę. Płynęła sobie wijąc się między pagórkami. Poszukaliśmy łagodniejszego zbocza i zeszliśmy w dół wąwozu. Nikola z Oliwią nie wytrzymały i poturlały się w dół po suchych liściach. Wąwóz był pusty, ale pani powiedziała, że wrócimy tu za jakiś czas i zobaczymy jak się zmienił. Wracając do szkoły, podziwialiśmy stare dęby i rozpoznawaliśmy niektóre drzewa. Najładniej wyglądają teraz wierzby ze srebrnymi kotkami. Nie widzieliśmy niestety żadnej leszczyny. Dotlenieni wróciliśmy do szkoły.