Groteska Małgorzaty Bidy „Kowalowa choroba”

0
1234

Małgorzata Bida, kl. VII b                                       

(GROTESKA)

„Kowalowa choroba”

         Ojejku, jejku straszne rzeczy się ino w naszej wsi dzieją. Właśnie wczoraj,  gdy ja słodko reorganizowałem wszystkie moje komórki pod używanym i staroświeckim aparacie od promienie ultrafioletowych, zaczął niedomagać w trakcie wydalania z ciała  nieprzetrawionych związków chemicznych w sowim przybytku za stodołą tuz koło gminnej drogi, lubiany i powszechnie szorowany stary majsterkowicz zwany przez wszystkich Kowalem.

            Dobry był to człowiek, niezbyt bogaty, posiadający równie starą jak on, słabo już wyciągającą elektrownie atomową w stodole oraz nowszą fabrykę broni nuklearnej.

Jak to na wsi, od razu jego kobieta starała się jak najprędzej zamrozić zamierający organizm jej męża, żeby ten poczekał na bogato ożenionego syna, posiadającego z posagu żony kilka pierwiastków metali na własności oraz połowę tlenu z lasu amazońskiego, który sprzedawał i w ten sposób mnożył swoją fortunę.

            Oczywiście syn wszystkie złote i srebrne dukaty zawsze nosił w woreczku na szyi, pod swoim odpornym na zarazki kombinezonie.   

Wiem o tym stąd iż byłam przy rozmnożeniu Kowala. Serce jeszcze pracowało, ale stan był ciężki. A więc po rozmnożeniu nasz majsterkowicz wpatrywał się   w hermetycznie zamknięte drzwi w szpitalu jego sąsiada.

            Prawie cała wieś widziała jak już trzydziestoletni chłop odpornym na wszystko kombinezonie staje na progu, pozdrawia Boga, wyciera obute w saboty nogi o wycieraczkę, pada do słów rodziciela i z płaczem całuje jego spracowane ręce uprzednio spryskując je bakteriobójczym sprayem.  Rodziciel uroniwszy kilka łez, opanowany dzięki chwilowemu radioaktywnemu masażowi zwrócił się do syna:

– Jaśko, synu mój……..

-Tak ojcze jestem tutaj- potwierdza swą obecność Jaśko.

-……. Synu……., czy mógłbyś mi wyświadczyć ostatnią posługę i usunąć zarost z moich policzków?

– Oczywiście ojcze- odpowiada jednak i wyjmuje najnowszą laserową maszynkę do golenia.

-A co ty mi tu! Pokroić mnie chcesz, czy co?

        Ale ojcze, to jest najno…….

        A co mi tam najnowsze, najnowsze! Przed wojną nuklearną nie było takich cudów, a człowiek i bez nich się ogolił.

Zawsze nowe wymyślają, człowiek dukata nie ma na jutent z białkiem, z ten nowe i nowe – przerywa synowi  ze złością ojciec.

-Józiek, chodź no tu!- przywołuje swojego rówieśnika i zarazem najlepszego przyjaciela. 

– Gdzieś tam w szufladzie powinna leżeć stara maszynka do golenia Brauna. Chociaż ogolony chce być po ludzku.

            Syn ze strachu, aby nie zdenerwować ojca, odsunął się w głąb izby koło starego aparatu do przeszczepu mózgu, a Józiek ogolił ojca. Potem przyszedł   do nich lekarz, aby zbadać pacjenta. Mierzy mu tętno komory ciśnieniowej, otwiera brzuch i pobiera połowę serca do analizy. Po kwadransie wraca, wkłada z powrotem serce, zamyka brzuch i orzeka;

  Pan Kowal jest teraz zdrów jak ryba, myślę, że odrobina nerwów pomogła mu dojść do siebie.

            Wszyscy są uradowani. Od razu przynoszą Kowalowi dyskietki, komputery i programy do zreperowania, a sąsiadka przynosiła nawet swojego nowego męża elektronowego do zaprogramowania.