Opowiadanie Mariusza Leszczewskiego „Życie sportowe”

0
1295

Mariusz Leszczewski, klasa VI a

„ Życie sportowe”         

          Sport, rywalizacja, walka z własnymi słabościami, pokaz niesłychanej sprawności- brzmi to pięknie.

            Ale współczesny sportowiec jak gdyby zapomniał o tym. Coraz częściej na zawody sportowe spogląda jak na kosę- ile z tego będzie pieniędzy. Pieniądze otrzymuje się za określoną pracę, więc za wyuczony zawód. I właśnie współczesny sportowiec tak traktuje sport. Jeszcze jeden wyuczony zawód. A zaczyna się to tak niewinnie – na lekcjach wychowania fizycznego w szkole. Pierwszy etap to być lepszy od kolegi, mieć lepsze oceny, znaleźć się  w reprezentacji szkoły. Potem przychodzi kolej na kluby amatorskie, w których trenerem są profesjonaliści. Jest to jeszcze tylko amatorszczyzna. Ale tu już- uwaga!

        Zaczyna się myślenie o korzyściach materialnych – nie tylko o pochwałach.

I wówczas grupa sportowców- amatorów, przychodzi z amatorstwa na profesjonalizm. Może to i dobrze kształcić w sobie to co nazywa się talentem   za pieniądze,  za sławę i popularność. Zdarza się, że chęć zostania rekordzistą, zwycięzcą, zdobycia większych apanaży nie zawsze idzie w parze z możliwościami fizycznymi organizmu. Sportowiec- zawodowiec próbuje wówczas użyć środków dopingujących. Udaje się raz, potem następny raz.

Poprzeczka znów idzie w górę: trzeba pobić własny rekord … i tak to się zaczyna. Środki dopingujące niszczą sportowca, niszczą człowieka, są jak narkotyk, bo nie ukazują nam walki człowieka z własnym organizmem, przełamywania oporu zdrowego ludzkiego ciała, lecz działania chemii.

Co prawda jest to zakazane przez organizacje sportowe. Prawdą jest, że przeprowadza się kontrole, testy na wykrywanie środków dopingujących. Zawodników spotykają surowe kary za ich stosowanie. W praktyce jednak coraz częściej je się stosuje, są coraz trudniejsze do wykrycia.

            Do czego zmierzam.  Otóż kiedy tak oglądam wyczyny sportowców, ich niesłychaną sprawność, zaczynam się zastanawiać- czy to jest możliwe do wykonania przez człowieka, czy to jest już chemia? I nie chciałbym się z tymi myślami zdradzić, gdyby to samo nie myślał i mówił siedzący obok tata- skąd – inąd świetny, swego czasu, sportowiec- amator, członek wiejskich zespołów sportowych! Dochodzę wręcz do wniosku, że ja wiejski chłopak, choć fizycznie sprawny, reprezentant szkoły w wielu dyscyplinach, nigdy nie osiągnę nawet w połowie takich wyników, jeżeli chemia będzie tak szybko i tak skutecznie zastępować zdrowy organizm. Co i mnie marzyła się sława sportowca, medale i podium zwycięscy. Ale im więcej przybywa mi lat,  tym bardziej zdaję sobie sprawę, że nigdy tego nie osiągnę.

         Tym bardziej zastanawiam się nad pewnym zagadnieniem….

A może by tak stworzyć wielki ruch sportowców amatorów, zwolenników uprawiania różnych sportów dal ich widowiskowości, a nie wyników?

Każdy mógłby dostać medal za to, że biega, kopie, zjeżdża?

To byłoby wspaniałe. Zapytacie pewnie skąd ta myśl- z życia moi drodzy. 

Mam kolegów, którzy przestali w ogóle przychodzić na lekcję wychowania fizycznego, twierdząc, że na ocenę dostateczną nie warto się wysilać, a na więcej ich nie stać. Sławy też nie zdobędą, nawet gdyby dali z siebie wszystko. A zresztą powiadają- cóż to za wyniki!

          O tamci Andrzej Grubba, Karol Luis, Sztefi Graf  to dopiero mają wyniki.

Tak! Rozpisałem się trochę, ale dręczy mnie jakieś przeczucie, że już  wkrótce sport stanie się domeną tylko specjalnie wyselekcjonowanych osobników rodzaju ludzkiego, który od kołyski będą przygotowani do wyczynów sportowych. Reszta, a wśród nich ja, będą oglądać zawody sportowe tylko dzięki transmisjom telewizyjnym, aktywnie uprawiać je na zajęciach wychowania fizycznego w szkole. Na poparcie moich przeczuć mogę  dodać jeszcze, że rozpadły się już wiejskie związki sportowe, miejskie i dzielnicowe również przestają działać- nie ma pieniędzy na sprzęt, na dzierżawienie boisk czy sal. Swego czasu te niewielkie zespoły uprawiające niedzielny sport, przyciągały na boiska małe społeczności integrowały i zachęcały. Obecnie się rozlatuje z braku pieniędzy, ale i braku chęci- bo co to za wyniki pozwolę sobie powtórzyć.

            Marzy mi się masowy amatorski ruch sportowy w którym każdy uczestnik byłby nagradzany, bo wygrał z własnym lenistwem, ciałem, a może przezwyciężył nieśmiałość? wstyd? nadmiar ambicji?.