Opowiadanie Marty Ożóg „Siła sportu”

0
1290

           

Marta Ożóg, kl.VI ( 1994r.)                                                                                   

” Siła sportu”

            Piotrek ma dwadzieścia sześć lat. Jest wysokim brunetem o brązowych oczach.

Od najmłodszych lat pasjonował go sport. Swój wolny czas spędzał wraz z kolegami na podwórku grając w siatkówkę- i tak już zostało.

            W szkole podstawowej osiągał sukcesy nie tylko w sporcie, ale i w przedmiotach ścisłych. Nigdy nie opuszczał SKS- ów.

Bardzo często wyjeżdżał na mecze. Drużyna, w której grał, zazwyczaj wracała  z dyplomami.

            W liceum ogólnokształcącym nadal pasjonowała go siatkówka. W ciepłe dni grywał   z kolegami na boisku, a kiedy się ochłodziło- w Sali gimnastycznej.

            Piotrka od dłuższego czasu męczyły uporczywe bóle głowy, z których specjalnie nikomu się nie zwierzał. Uważał, iż są one pozostałością po wypadku, któremu uległ kilka lat wcześniej. Mimo to, nadal ćwiczył.

            Pewnego dnia stracił przytomność. Zabrano go wprost z treningu do szpitala. Potem przeprowadzono badania i została wystawiona diagnoza. Piotrek ma guza na mózgu. Była o najgorsza diagnoza. Nikt się tego nie spodziewał.

            Chłopaka czekała poważna operacja. Długie godziny spędził w bloku operacyjnym.  Po powrocie zainstalowano wokół niego mnóstwo różnych urządzeń. Cała ta aparatura mogła przestraszyć każdego.

            Piotr przeżył operację. Okazało się, że nie był to najgorszy guz, ale nastąpiły komplikacje pooperacyjne. Spowodowały częściowy paraliż. Piotrek ze szpitala wyjechał na wózku inwalidzkim. Lekarze mieli nadzieję, że paraliż będzie stopniowo ustępował, a Piotrek przecież był młody i wysportowany,        a przede wszystkim uparty.

Po długich, mozolnych ćwiczeniach rehabilitacyjnych o własnych siłach potrafił przejść przez korytarz. Cieszył się z tego bardzo. Cieszyli się również koledzy z klubu, których nieszczęście kolegi bardzo poruszyło.  Nie opuścili go jednak w biedzie. Odwiedzali go codziennie – najpierw z ciekawości, a może i z litości, ale przekonawszy się o sile charakteru kolegi biegali do niego, by wspólnie przeżywać radości z drobnych sukcesów i osiągnięć przyjaciela. Tak, przyjaciela, bo choroba kolegi, jego walka z kalectwem wytworzyła między nimi więzi- bo przyjaźni.

Wszystko byłoby  już dobrze, gdyby nie … przeziębienie, które złapał. Podawano mu jakieś leki, po nich nastąpił nawrót paraliżu. To było straszne. Przyjaciół ogarnęło przygnębienie. Wściekali się na niedoskonałość medycyny, psioczyli na lekarzy.

Ale najgorzej czuli się w obecności Piotra. Bo jakich słów użyć, by wyrazić to, co się czuje.  Jakimi wyrazami nazwać uczucie bezsilności, jak pocieszyć przyjaciela. Czy musiało się to stać wtedy, gdy potrafił już chodzić, czy musiało to nastąpić?

            Piotr widział te rozterki, domyślał się ich przyczyn i było mu ich żal- nie- nie siebie. Właśnie ich. Bo Piotrek czuł, że może zacząć rehabilitację jeszcze raz. Jemu starczy sił, bo i tak nie ma nic do stracenia. Ale ci zdrowi, młodzi chłopcy? Czy starczy im sił, by mu towarzyszyć? Piotrowi zależało na tej przyjaźni, bo była pamięcią sportowych wyczynów. To przyjaźń wyzwalał        w chłopcu tyle siły.

            Piotrek rozpoczął ćwiczenia od nowa. Stopniowo odzyskiwał władzę w rękach. Koledzy triumfowali.   Ich przyjaciel wszystko może. Wiedzieli, że ich udział w tym sukcesie jest niemały.

            Chodź! To było to, co chciał osiągnąć Piotr. Niestety, czucie nie wracało do nóg. Na próżno godzinami skupiał się na mięśniach i nerwach swych kończyn. Nie drgnęły. Werdykt lekarza- chodzić nie będziesz- przyjął z rozpaczą, krzyczał, płakał, przeklinał swój los. Bliscy i znajomi nie mogli się     z tym pogodzić. Załamał się. Nie chciał widzieć nikogo. Godzinami leżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Nie mógł znieść widoku ludzi chodzących. Tyle pracy, tyle wiary, tyle nadziei- wszystko na nic. Nie przyjmował przyjaciół. A i oni jakoś przestali go odwiedzać. Bo i po co?  Co mogli mu powiedzieć?  O zwycięstwach? O meczach? – to byłby dopiero nietakt. Chłopiec wiedział, że już nigdy nie będzie mógł grać w siatkówkę.

            I tak mijały miesiące. Przyjaciele wpadali bardzo rzadko. Czasem któryś zadzwonił.

Piotr myślał, czytał, uczył się – bo to go uspakajało. Wrodzona aktywność życiowa przerodziła się w pasję uczenia, pogłębiania wiedzy. Ze swojego życia wyrzucił wszystko co wiązało się ze sportem. Nie znosił wprost tego słowa. Gdyby wiedział, że będzie niepełnosprawny, w ogóle nie interesowałby się sportem.

            Teraz drwił ze swoich przyjaciół- koledzy- myślał- przychodzili do szpitala oglądać kalekę i śmiać się potem z niego. A przecież tak im było dobrze ze sobą. Piotr doskonałe wiedział, że to co o nich mówi jest nieprawdą, ale co sobie mówić, co wymyślić? Nie chciał ich widzieć.  

            Nic o sporcie nie czytał, nie kupował swoich ulubionych czasopism. Wszystkie stare magazyny kazał oddać na makulaturę.

            Mijały tygodnie. Wydarzenia sportowe w TV, na które kiedyś czekał    z niecierpliwością, przestały go interesować.

            Pewnego dnia zapomniał wyłączyć telewizora po „Wiadomościach”. Zobaczył człowieka niepełnosprawnego, który … grał w siatkówkę. Poruszał  się na wózku. Tyle zmarnowanych  miesięcy, tyle godzin! Teraz był wściekły   na siebie za to, że nie pomyślał o tym wcześniej.  Sport jest przecież dla wszystkich, nie tylko dla zdrowych.

Teraz już się nie podda.

            Piotr obecnie uczęszcza do Kolegium Języków Obcych. Studiuje język angielski, ale pasjonuje go siatkówka, bo Piotr gra w drużynie niepełnosprawnych właśnie w siatkówkę.

Jest to inna już gra, obowiązują inne reguły, ale rzut przez siatkę jest taki sam.

           I chociaż wózek słabo wyręcza nogi, to pokonanie własnej i wózka niepełnosprawności jest również pasjonujące, a może nawet bardziej, niż wyminięcie przeciwnika.