Norbert Bohdanowicz „Cztery głazy”

0
1395

Norbert Bohdanowicz klasa  V b, 2001r.

 

„Cztery głazy”

 

          W XVI wieku Łupawa była największą wsią w naszej okolicy. Dwa razy w tygodniu, w środy i piątki odbywały się tu jarmarki, na które zjeżdżali chłopi z przyległych siół, aby sprzedać, co tam kto mógł i kupić potrzebne sprzęty lub narzędzia.

         W niedalekiej Czarnej Dąbrówce mieszkał chłop o imieniu Paweł. Miał pracowitą żonę Krysię i dwoje dzieci: sześcioletniego Janka i dwuletnią Małgosię. Za każdym razem, gdy wracał z targu do domu, nie miał grosza przy duszy, za to zawsze bywał pijany. Dzieciska jego chodziły marnie przyodziane, a w chacie panowały głód i zimno.

        Pewnej jesieni Paweł zebrał duże plony i cała rodzina cieszyła się, że nie zabraknie im pieniędzy. Jego białka dała mu trochę jaj, prosiaka, suszone jagody, on zaś załadował na wóz wymłócone dopiero co zboże, zaprzągł doń wołu i pojechał.

Pijak obiecał żonie, że nie pójdzie do karczmy, lecz wręcz przeciwnie – uda się do kościoła, aby podziękować Bogu za dobry zbiór.

        W Łupawie sprzedał wszystko, a za zarobione pieniądze kupił Jankowi   i Małgosi buty na zimę, a Krysi kolorową wełnianą chustę, o której marzyła. Szedł zadowolony do kościoła, gdy zaczepił go jego kompan, z którym nieraz popijał i jął go namawiać na krótką wizytę w karczmie. Na początku Paweł nie chciał się zgodzić, wymawiając się obietnicą daną żonie, ale uparty Zych tak długo prosił, że w końcu dał się namówić. Tak więc obaj szli raźnie do „Złotego Koguta”, rozprawiając o tym, że baby są głupie i nie mają nic do gadania. Do karczmy zajrzał też ksiądz Andrzej, aby przestrzec pijaków.

Mówił im, że źle czynią i nakazał wracać do żon i dzieci. Na nic się to jednak zdało. Do pijących dołączyli także młynarz i kowal. Wiedzieli, że pijani chłopi będą im stawiać, chcąc tanio pozyskać ich usługi. Rozochocony Paweł stawiał każdemu, kto się tylko nawinął. Im bardziej miał w czubie, tym był hojniejszy. W końcu, nie wiedząc już, co robi, wydał wszystkie pieniądze, wreszcie zapłacił tym, co przedtem kupił, a nawet wozem i wołem.

          Zapłakana żona czekała na niego całą noc, o świcie zaś, domyślając się gorzkiej prawdy, wzięła dzieci i w nadziei, że uratuje choć trochę pieniędzy, poszła pieszo do Łupawy. Ujrzawszy męża śpiącego pod karczmą, zapłakała nad swoim losem, zwłaszcza, że nigdzie nie było widać ani wozu, ani wołu. Ludzie, widząc, co się dzieje, litowali się nad kobieciną i dawali im chleb. Gdy matka z dziećmi nieco się posiliły, Paweł oprzytomniał na tyle, żeby zapytać: „A wy skądeś ta się tu wzięli?” Krysia nic nie rzekła, jeno pomyślała o tym, że czeka ich długa droga do domu. Podniosła męża i powoli szła w stronę Czarnej Dąbrówki.

      Pijak szedł jakieś czterysta metrów za nimi, bo się zataczał i co chwilę upadał. Jego białka w milczeniu połykała łzy, rozpaczając nad swoim losem. Gdy kolejny raz obejrzała się za mężem, nie zobaczyła go, tak daleko został w tyle. Wtedy przeklęła go, wypowiadając te oto słowa: „A bodajby się w kamień obrócił”. Skoro to wyrzekła, Paweł zamienił się w wielki głaz, a wraz z nim jego żona i dzieci.

      I do dziś na szlaku Łupawa – Czarna Dąbrówka stoją te cztery kamienie ku przestrodze pijakom. A może i żonom nierozważnie przeklinającym swoich mężów?