Paulina Cyrny „TAKA SOBIE BAJECZKA”

0
1184

            Laureatka

            Gimnzjum Łupawa, klasa III

TAKA SOBIE BAJECZKA

Na wysokiej górze

Stało zamczysko duże

Takie sobie zamarłe domisko,

 W którym już od wieków nie paliło się

Ciepłe ludzkie ognisko.

Chodziły po nim różne straszydła.

Brudne podłogi nie widziały od dawna mydła

Przeto brud tam i smród się unosił

I raził śmiertelne oczy i nosy.

Ale dla duchów było jak w raju

W swoich psich figlach nie znały umiaru

A że rzadko ktoś do nich zaglądał

Czas cierpieniom nudy nasze duszki poddał.

Oj biada ci zwykły człowieku

Który swą nieostrożną stopą stanąłeś tu.

Znudzone upiory nie znają litości

Ciesząc się, że mają kogo ugościć.

I tak potrafią wystraszyć człowieka,

Że człowiek z krzykiem od nich ucieka

Jeżeli wcześniej nie padł przerażony

Strachem na śmierć ugodzony.

A że wielu śmiałkom pomieszały się zmysły

Gdy z tego domu szczęśliwie wyszli

Nazwano go „domem wariata”

Niosąc o nim wieść na pół świata.

Wielu już zwariowało

Wielu swą pychę przecierpieć musiało

I wreszcie znalazł się śmiałek,

Na imię miał chyba Gałek,

Co wraz ze swym sługą Kakałkiem

Obiecał z „domu wariata”

Wypędzić ducha co figle płata.

„I choćby duchów byłoby sto

Ja zwyciężę każde zło

Bo nie ma większych zuchów na świecie

Niż pan Gałek herbu Dwa Miecze

I jego sługa Kakałek, co każdego wroga usiecze”

Tak krzyknąwszy nasz bohater

Pożegnał się ze zwykłym światem

I udał się na ciężką przeprawę

Wierząc święcie w swoją odwagę.

Szedł dniem, szedł nocą,

Zachwycając się swą mocą.

A że chciał szybko zwyciężyć,

By kielich sławy szybko napełnić

Utyskiwał bez przerwy

Szarpiąc Kakałkowi nerwy.

Biedny to był służący,

Za wszystko odpowiadający:

A to za brzydką pogodę,

A to za sny złowrogie.

Ciągle brzęczało mu w uszach:

„Szybciej ciamajdo, jak ty się ruszasz?

Prędzej fajtłapo od siedmiu boleści

Twoja głupota w głowie się nie mieści! ”

Nic dziwnego, że Kakałek

Wkrótce wiele ze swej odwagi stracił na stałe

I zaczął bać się swojego pana,

Który potrafił narzekać od samego rana.

W końcu po długiej podróży

Szczyt wysokiej góry z chmur im się wynurzył.

Dwaj wędrowcy oniemieli

W górę, w górę zapatrzeni.

Zobaczyli stary zamek

Czarne, mroczne, stare sale

Stare wieże opuszczone

Stare mury zapuszczone.

Kakałka strach za serce mocno chwycił

Wcześniej w duchu cicho liczył

Że to tylko plotka taka,

Iż istnieje „dom wariata”.

Już chciał uciec przerażony

Gdy go Gałek niezrażony

Przyciągnąwszy z powrotem

Poczęstował mocnym kopem.

Biedny sługa mając tylko dwa wybory:

Złość pana lub upiory

Wybrał drugie rozwiązanie

Oddalając tęgie lanie.

Po chwileczce bez  gadania

Wziął za uzdę konia pana.

Po mniej więcej trzech godzinach

Byli już w tych ruinach.

Gałek chcąc wykazać się odwagą

Wymachiwał ostrą szpadą

Krzycząc: „Hej! Psubraty!

Hej! Wyłaźcie ze swej chaty!

Nic już was nie uratuje

Od dziś Gałek tu panuje!”

W tym samym czasie

Blisko zamku, w szałasie

Kakałek trząsł się z trwogi

Ze strachem patrząc na zamek złowrogi.

Powolutku zmierzch się skradał

Dzień nocy władanie oddawał.

Widząc, że rozstrzygnięcie blisko

Kazał Gałek rozbić obozowisko

W największej sali rycerskiego zamku.

Kazał sobie podać wino

Zaczął też nadrabiać miną,

Bo teraz w środku nocy na pustkowiu

Tęskno mu było do domu.

Pierwsza część nocy przeszła spokojnie

Dopiero po dwunastej przestraszył się porządnie.

Poczuł, że coraz bardziej się boi

„Co będzie jak zobaczę upiory?

A ten głupek Kakałek

Zasnął chyba jak kamień!”

Tak sobie pomyślał i nagle podskoczył

Wydało mu się, że widzi jakieś oczy

Usłyszał jakiś hałas przytłumiony

Coś go pociągnęło. Zdążył tylko krzyknąć:

„Jestem zgubiony!” I zniknął.

Krzyk zbudził Kakałka.

Nasz biedny służący

Ze strachu ledwie żyjący

Koło siebie zobaczył wstrętne upiorzydła.

Krzyknął z rozpaczą ”Precz, precz straszydła!”

Zaśmiały się złośliwie

„Nie martw się, zaraz wszystko minie

Tylko bój się nas, a zwariujesz za chwilę.”

„Bać się? Mój pan mnie zabije!”

„Więc daj czym prędzej nogę.”

„Co to, to nie! Nie mogę!

Wy go nie znacie! To istna ohyda.”

„Szybciej, szybciej dawaj stąd dyla!”

„Kiedy mówiłem przecie, że nie mogę.

Za bardzo się boję,

I nie wiem czego bardziej was czy mego pana.

Może dacie mi czas na zastanowienie się do rana?”

„Bracia kochani!” wyjęczał duch „Istne wariacje

Ten śmiałek zepsuje nam całą reputację.

Tylu ludzi zwariowało, żeby ją wyrobić

Tyle się namęczyliśmy, żeby sławę zdobyć

Tylu śmiertelników przychodziło, tyle radochy nam robiło.

A teraz przez tego uparciucha

Rozsypie się wszystko jak rozpruta poducha?

Bracia kochani! Straszcie go,

Aż ucieknie zwariowany!”

I tak przez całą noc do białego ranka                                               

Duchy straszyły tchórzliwego Kakałka,

Który nie chciał się zastraszyć dać

Tak się strasznie bał bać.

W końcu duchy się wkurzyły

I Kakałka zostawiły.

Odchodziły mrucząc: „Koniec z nami

I z biednymi wariatami.

Koniec z rodzinnym interesem,

Gdzie będziemy straszyć: w lesie?

Co za czasy, co za czasy

Gdzie nie można już postraszyć!”

Po czym „dom wariata” opuściły

I już więcej nie wróciły.

Z tego co mówili ludzie

Kakałek po swym pamiętnym trudzie

Stał się wielkim bohaterem

I żył w szczęściu latek wiele.

A co z Gałkiem?

Po dniach wielu,

Śmiej się drogi przyjacielu,

Trafił do czubków

I tam żyje po cichutku.

 

Z tej bajeczki morał taki:

 

Czasami tchórz zwykły

Jest odważniejszy od odważnego

Bo mniej pyszny.

 

Czasami tchórza na odważnego można upiec

Tylko dlatego, że bał się uciec.

 

Czasami człowiek z zera

Może się zmienić w bohatera.

                        (Obłok w piórniku, s.28)