Laureatka
Gimnzjum Łupawa, klasa III
TAKA SOBIE BAJECZKA
Na wysokiej górze
Stało zamczysko duże
Takie sobie zamarłe domisko,
W którym już od wieków nie paliło się
Ciepłe ludzkie ognisko.
Chodziły po nim różne straszydła.
Brudne podłogi nie widziały od dawna mydła
Przeto brud tam i smród się unosił
I raził śmiertelne oczy i nosy.
Ale dla duchów było jak w raju
W swoich psich figlach nie znały umiaru
A że rzadko ktoś do nich zaglądał
Czas cierpieniom nudy nasze duszki poddał.
Oj biada ci zwykły człowieku
Który swą nieostrożną stopą stanąłeś tu.
Znudzone upiory nie znają litości
Ciesząc się, że mają kogo ugościć.
I tak potrafią wystraszyć człowieka,
Że człowiek z krzykiem od nich ucieka
Jeżeli wcześniej nie padł przerażony
Strachem na śmierć ugodzony.
A że wielu śmiałkom pomieszały się zmysły
Gdy z tego domu szczęśliwie wyszli
Nazwano go „domem wariata”
Niosąc o nim wieść na pół świata.
Wielu już zwariowało
Wielu swą pychę przecierpieć musiało
I wreszcie znalazł się śmiałek,
Na imię miał chyba Gałek,
Co wraz ze swym sługą Kakałkiem
Obiecał z „domu wariata”
Wypędzić ducha co figle płata.
„I choćby duchów byłoby sto
Ja zwyciężę każde zło
Bo nie ma większych zuchów na świecie
Niż pan Gałek herbu Dwa Miecze
I jego sługa Kakałek, co każdego wroga usiecze”
Tak krzyknąwszy nasz bohater
Pożegnał się ze zwykłym światem
I udał się na ciężką przeprawę
Wierząc święcie w swoją odwagę.
Szedł dniem, szedł nocą,
Zachwycając się swą mocą.
A że chciał szybko zwyciężyć,
By kielich sławy szybko napełnić
Utyskiwał bez przerwy
Szarpiąc Kakałkowi nerwy.
Biedny to był służący,
Za wszystko odpowiadający:
A to za brzydką pogodę,
A to za sny złowrogie.
Ciągle brzęczało mu w uszach:
„Szybciej ciamajdo, jak ty się ruszasz?
Prędzej fajtłapo od siedmiu boleści
Twoja głupota w głowie się nie mieści! ”
Nic dziwnego, że Kakałek
Wkrótce wiele ze swej odwagi stracił na stałe
I zaczął bać się swojego pana,
Który potrafił narzekać od samego rana.
W końcu po długiej podróży
Szczyt wysokiej góry z chmur im się wynurzył.
Dwaj wędrowcy oniemieli
W górę, w górę zapatrzeni.
Zobaczyli stary zamek
Czarne, mroczne, stare sale
Stare wieże opuszczone
Stare mury zapuszczone.
Kakałka strach za serce mocno chwycił
Wcześniej w duchu cicho liczył
Że to tylko plotka taka,
Iż istnieje „dom wariata”.
Już chciał uciec przerażony
Gdy go Gałek niezrażony
Przyciągnąwszy z powrotem
Poczęstował mocnym kopem.
Biedny sługa mając tylko dwa wybory:
Złość pana lub upiory
Wybrał drugie rozwiązanie
Oddalając tęgie lanie.
Po chwileczce bez gadania
Wziął za uzdę konia pana.
Po mniej więcej trzech godzinach
Byli już w tych ruinach.
Gałek chcąc wykazać się odwagą
Wymachiwał ostrą szpadą
Krzycząc: „Hej! Psubraty!
Hej! Wyłaźcie ze swej chaty!
Nic już was nie uratuje
Od dziś Gałek tu panuje!”
W tym samym czasie
Blisko zamku, w szałasie
Kakałek trząsł się z trwogi
Ze strachem patrząc na zamek złowrogi.
Powolutku zmierzch się skradał
Dzień nocy władanie oddawał.
Widząc, że rozstrzygnięcie blisko
Kazał Gałek rozbić obozowisko
W największej sali rycerskiego zamku.
Kazał sobie podać wino
Zaczął też nadrabiać miną,
Bo teraz w środku nocy na pustkowiu
Tęskno mu było do domu.
Pierwsza część nocy przeszła spokojnie
Dopiero po dwunastej przestraszył się porządnie.
Poczuł, że coraz bardziej się boi
„Co będzie jak zobaczę upiory?
A ten głupek Kakałek
Zasnął chyba jak kamień!”
Tak sobie pomyślał i nagle podskoczył
Wydało mu się, że widzi jakieś oczy
Usłyszał jakiś hałas przytłumiony
Coś go pociągnęło. Zdążył tylko krzyknąć:
„Jestem zgubiony!” I zniknął.
Krzyk zbudził Kakałka.
Nasz biedny służący
Ze strachu ledwie żyjący
Koło siebie zobaczył wstrętne upiorzydła.
Krzyknął z rozpaczą ”Precz, precz straszydła!”
Zaśmiały się złośliwie
„Nie martw się, zaraz wszystko minie
Tylko bój się nas, a zwariujesz za chwilę.”
„Bać się? Mój pan mnie zabije!”
„Więc daj czym prędzej nogę.”
„Co to, to nie! Nie mogę!
Wy go nie znacie! To istna ohyda.”
„Szybciej, szybciej dawaj stąd dyla!”
„Kiedy mówiłem przecie, że nie mogę.
Za bardzo się boję,
I nie wiem czego bardziej was czy mego pana.
Może dacie mi czas na zastanowienie się do rana?”
„Bracia kochani!” wyjęczał duch „Istne wariacje
Ten śmiałek zepsuje nam całą reputację.
Tylu ludzi zwariowało, żeby ją wyrobić
Tyle się namęczyliśmy, żeby sławę zdobyć
Tylu śmiertelników przychodziło, tyle radochy nam robiło.
A teraz przez tego uparciucha
Rozsypie się wszystko jak rozpruta poducha?
Bracia kochani! Straszcie go,
Aż ucieknie zwariowany!”
I tak przez całą noc do białego ranka
Duchy straszyły tchórzliwego Kakałka,
Który nie chciał się zastraszyć dać
Tak się strasznie bał bać.
W końcu duchy się wkurzyły
I Kakałka zostawiły.
Odchodziły mrucząc: „Koniec z nami
I z biednymi wariatami.
Koniec z rodzinnym interesem,
Gdzie będziemy straszyć: w lesie?
Co za czasy, co za czasy
Gdzie nie można już postraszyć!”
Po czym „dom wariata” opuściły
I już więcej nie wróciły.
Z tego co mówili ludzie
Kakałek po swym pamiętnym trudzie
Stał się wielkim bohaterem
I żył w szczęściu latek wiele.
A co z Gałkiem?
Po dniach wielu,
Śmiej się drogi przyjacielu,
Trafił do czubków
I tam żyje po cichutku.
Z tej bajeczki morał taki:
Czasami tchórz zwykły
Jest odważniejszy od odważnego
Bo mniej pyszny.
Czasami tchórza na odważnego można upiec
Tylko dlatego, że bał się uciec.
Czasami człowiek z zera
Może się zmienić w bohatera.
(Obłok w piórniku, s.28)